"Uderzyłaś mnie pierwsza
i sprowokowałaś, abym Cię dusił."
Słońce powoli wschodziło, zalewając błonia swoim pomarańczowych blaskiem. Łagodny wietrzyk poruszał delikatnie listkami, które gdzieniegdzie tanecznie spadały na soczyście zieloną trawę. Wierzba Bijąca kołysała się delikatnie, zrzucając przy tym ćwierkające ptaszki, które odlatywały z oburzeniem w swoim melodyjnym głosie. Hagrid nucący jakąś melodię i przechadzający się po błoniach był stałym elementem krajobrazu Hogwartu od wielu, wielu lat.
Naszą bohaterkę obudziło właśnie pianie jednego z kogutów gajowego. Bardzo niechętnie otworzyła oczy, by natychmiast je zamknąć, ponieważ słońce bezczelnie wdarło się do jej sypialni przez niezasłonięte okno. Ponownie uchyliła powieki, lecz tym razem zrobiła to bardzo ostrożnie. Chcąc nie chcąc zwlekła się z łóżka, chwyciła potrzebne ubrania i poczłapała do łazienki. Wzięła relaksującą kąpiel, a w powietrzu unosił się zapach cytryn. Gdy już była całkowicie rozluźniona, a jej myśli krążyły wokół stosu jedzenia w Wielkiej Sali, usłyszała walenie do drzwi.
- Granger, do cholery, ile można siedzieć w łazience? Odoru szlamu i tak się nie pozbędziesz! - wydarł się jej współlokator.
- Ty zapachu fretki także! - odkrzyknęła.
- Grabisz sobie!
Szatynka prychnęła pod nosem, niemniej jednak wyszła z wanny, po czym osuszyła się machnięciem różdżki. Założyła krótkie, czarne spodenki i białą bokserkę.Swoje długie loki zaplotła w kłosa i przerzuciła go przez ramię. Zrobiła lekki makijaż i skierowała się do drzwi, które już ledwo trzymały się w zawiasach.
- No i po co się tak tłuczesz z rana? - spytała.
- Jakbyś nie była tyle w tej łazience, to...
- Trzeba było wstać wcześniej - warknęła i wyminęła go.
Malfoy złapał ją za rękę i przygwoździł do ściany, po czym unieruchomił ją tak, że nie mogła się ruszyć.
- Nie skończyłem - syknął.
- Ale jak skończyłam - odpyskowała, próbując wyrwać się z uścisku jego żelaznych dłoni.
- Posłuchaj, szlamo. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. Masz zbyt brudną krew, tak jak twoje nędzne imitacje przyjaciół.
- Nie waż się obrażać moich przyjaciół - warknęła i splunęła mu na twarz.
Twarz Ślizgona wykrzywił grymas wściekłości. Wytarł ślinę rękawem i mocniej chwycił jej ręce w uścisku. Hermiona pierwszy raz widziała go w takiej furii. Pierwszy raz się go bała. Bała się tych pustych, stalowych tęczówek, które nie wyrażały żadnych emocji. Jej serce biło coraz szybciej, a on nie puszczał, a wręcz przeciwnie - coraz bardziej zaciskał swoje palce na jej nadgarstkach. Bolało, i to cholernie, ale nie chciała mu dać tej satysfakcji. Nie chciała mu pokazać, że się boi. Lecz on nie przestawał. Chciała go obrazić, zwyzywać, ale słowa uwięzły jej w gardle.
- Malfoy, to boli - wychrypiała, po czym szybko odchrząknęła. Przecież nie mogła pokazać po sobie, jak bardzo się boi! Niemniej jednak Ślizgona to nie ruszało. Spoglądał w jej czekoladowe oczy, a jego tęczówki płonęły żądzą mordu. Dopiero teraz do niej dotarło, że posunęła się za daleko. Jednak postanowiła być silna.
- Malfoy, do cholery, to boli! - krzyknęła słabym głosem.
- Ma boleć.
Popatrzyła na niego zszokowana, ponieważ nie spodziewała się, że on może mieć tyle siły. Ręka jej już zdrętwiała, a nie zapowiadało się na rychły koniec. Każda komórka jej ciała drżała z przerażenia, mimo że próbowała to powstrzymać. Do jej oczu cisnęły się łzy, które nieudolnie hamowała poprzez nadmierne mruganie. Na próżno. Dwie, słone krople wody popłynęły po policzku, żłobiąc drogę dla pozostałych.
- Ciesz się, że nie biję kobiet. Nawet takich ścierw jak ty - puścił ją. Nareszcie.
- Jesteś dupkiem. Podłym, arystokratycznym, zakochanym w sobie dupkiem - wychrypiała. Zamachnął się, ale w porę oprzytomniał i zatrzymał rękę tuż przed jej policzkiem.
- No uderz. Pokaż jakim jesteś chamem. Uderz dziewczynę.
- Nie prowokuj, Granger - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Nadgarstki
piekły ją niemiłosiernie. Była pewna, że zostaną jej po tym
incydencie siniaki. Spojrzała z obawą na swojego współlokatora,
który przymknął oczy. Chłopak nagle odwrócił się i szybkim
krokiem opuścił dormitorium. Gryfonka osunęła się na podłogę i
schowała głowę między kolana. W końcu mogła pozwolić sobie na
wybuch emocji. Słone łzy spływały strumieniami po jej czerwonych
policzkach. Przecież obiecała sobie w drugiej klasie, że nigdy
więcej nie będzie przez niego płakać, a teraz ryczy jak głupia.
Wtedy, gdy nazwał ją szlamą, przesiedziała w łazience trzy
godziny, ponieważ nie mogła się uspokoić. W późniejszych latach
uodporniła się od niego i wyzwiska już na nią nie działały. Do
teraz. Co się z nią dzieje? Przecież to Malfoy! Ten dupek Malfoy,
który za najlepszą zabawę traktuje ubliżanie i wyżywanie się na
słabszych. Z trudem dźwignęła się na nogi i spojrzała na
zegarek. Było już pięć po ósmej! Wpadła do łazienki i stanęła
przed lustrem. Wyszeptała formułkę zaklęcia i opuchnięte oczy
oraz zaczerwieniony nos zniknęły. Ubrała czarną szatę, wzięła
z sypialni swoją torbę i pobiegła do Wielkiej Sali.
- Cześć! - przywitała się ze swoimi przyjaciółmi, siadając przy stole Gryfonów.
Nalała sobie do kielicha soku dyniowego i upiła łyk. Była zdyszana, ponieważ prawie całą drogę pokonała biegnąc.
-
Jak tam, kochanie? - zagadał do niej Ron, który siedział obok
niej. Niezdarnie objął ją w pasie i wymusił na niej wręcz
nieprzyjemny pocałunek.- Cześć! - przywitała się ze swoimi przyjaciółmi, siadając przy stole Gryfonów.
Nalała sobie do kielicha soku dyniowego i upiła łyk. Była zdyszana, ponieważ prawie całą drogę pokonała biegnąc.
- Wszystko w porządku. Malfoy całkiem znośny – odrzekła szatynka. Nie wiedziała czemu kryje Ślizgona, ale stwierdziła, że tak będzie lepiej. To jest tylko jej sprawa i nikogo innego.
Zerknęła po kryjomu na stół Slytherinu. Na środku stołu siedział Draco, na którym uwiesiła się Astoria Greengrass. Może i była ładna, ale rozum to chyba sprzedała za tubkę podkładu. Przywódca Ślizgonów wyglądał na dość znudzonego tym towarzystwem i rozglądał się po Wielkiej Sali, rozmawiając ze swoim wieloletnim przyjacielem Blaisem Zabinim. Zachowywał się tak, jakby ten incydent sprzed kilkunastu minut w ogóle się nie wydarzył. Hermiona prychnęła w duchu. Bezczelny, arogancki, tleniony cham! Co on sobie w ogóle wyobraża?
Powoli zaczęła przeżuwać owsiankę, słuchając rozmowy chłopaków.
-W tym roku musimy wygrać my! Nie ma innej opcji – powiedział Harry, uderzając pięścią w stół.- Będziemy mieć dobry zespół. Zobaczycie. Musimy pokonać Ślizgonów – na jego twarzy zakwitł zacięty wyraz twarzy. - Będziemy trenować kilka razy w tygodniu.
- Tak, tak – poparł go Ron. - Tylko musisz znaleźć dobrego obrońcę.
Hermiona wywróciła oczami. Ten brak pewności w siebie u Rona zaczął ją powoli irytować. Jakby był dobrej myśli, to by mu się udawało obronić te kafle. A on tylko marudzi.
- Przecież mam Ciebie – powiedział zdziwiony brunet. - Po co mam szukać innego? Trochę poćwiczysz i będziesz taki jak Wood.
- Jasne – burknął Weasley.
Ginny spojrzała na zegarek Harry'ego i wtrąciła się do rozmowy:
- Już za piętnaście dziewiąta! Trzeba się zbierać. Co mamy pierwsze?
- Zaklęcia – odpowiedziała Hermiona.
Młoda Weasleyówna przeskoczyła o jedną klasę, zdając specjalne testy w wakacje. Teraz mogła być dłużej ze swoimi przyjaciółmi. Również Fred i George wrócili by skończyć ostatni rok nauki, więc w końcu na lekcjach nie będzie nudno! Pani Prefekt wzięła swoją ciężką torbę i ruszyła za swoimi towarzyszami. Po chwili znaleźli się pod klasą profesora Flitwicka. Aby zepsuć im cały dzień, to pierwszą lekcję mieli z mieszkańcami Slytherinu, którzy już tam stali. Harry z Draconem wymienili skinienia głową. Po wojnie, Malfoy był oskarżony o śmierciożerstwo. Stanął przed Wizengamotem, lecz obronił go właśnie Potter. Złote Dziecko stwierdziło, że Draco nie robił tego z własnej woli, tylko został zmuszony. Chcąc nie chcąc, sędzia musiał wypuścić Malfoya, ponieważ Harry dał niezbite dowody na to, że Dracon jest niewinny. Teraz młody dziedzic fortuny nabrał minimalnego szacunku do jego osoby, a objawiało się to w taki sposób, że traktował go jak powietrze: nie wyzywał, nie obrażał, nie wyśmiewał się; jedynie witał skinieniem głowy. Nie dotyczyło to oczywiście reszty Gryfonów, a w szczególności Weasleyów i Hermiony. Jak tylko uczniowie z Gryffindoru pojawili się na horyzoncie, rozległy się gwizdy i prychnięcia.
- Niezła szata, Weasley! Po dziadku? - krzyknął ktoś do Rona.
Chłopak zrobił się czerwony jak burak i ruszył w stronę Ślizgonów. Harry wraz z Fredem chwycili go za ramiona i powstrzymali go przed rozpoczęciem bójki. Hermiona stanęła z boku, przyglądając się tej scenie. Jako jego dziewczyna, powinna znajdować się koło niego i szeptać jakieś pokrzepiające słówka. Ale ona powoli przestawała się czuć jego dziewczyną.
- Ej, Granger! Jak to jest być z takim fajtłapą jak Weasley? - spytała ironicznie Pansy.
- Parkinson, Ty tą tapetę na gębie musiałaś szpachlą nakładać, prawda?
Na korytarzu rozległy się pojedyncze chichoty, zarówno ze strony Gryfonów, jak i Ślizgonów.
Pansy już otwierała swoje usta ociekające błyszczykiem, gdy nagle drzwi otwarły się i wyszedł z nich mały czarodziej.
- Zapraszam do środka! - zaskrzeczał profesor.
Tłum uczniów wsypał się do środka, próbując zająć miejsca, znajdujące się jak najdalej od nauczyciela. Oczywiście, Hermiona chciała usiąść w pierwszej ławce, ale Harry i Ron pociągnęli ją za szatę i usiedli w ostatnim rzędzie.
- Dzień dobry! - zawołał Flitwick, który stał na stosie ksiąg, żeby coś widzieć zza katedry. Odpowiedział mu cichy pomruk. - Widzę, że usiedliście tak, jak zawsze... No cóż, zrobimy małą integrację. Niech każdy napisze na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko i niech go położy na skraju ławki.
Rozległ się hałas odsuwanych krzeseł oraz skrzypienia piór po pergaminach. Gdy już wszyscy je napisali, profesor przemówił:
- Teraz roześlę je na ławki, więc musicie je dokładnie obserwować! Ta osoba, z którą usiądziecie będzie wam towarzyszyć do końca roku szkolnego.
Flitwick machnął różdżką, a pergaminy uniosły się w powietrze.
_________________________________________
Mówiłam, że dzisiaj dodam. :)
Jak szablon? Może być? Od kochanej Jill z Zaczarowanych, więc musi być perfecto.
Zapraszam do komentowania!