środa, 21 sierpnia 2013

[03.] Ból, strach i zaklęcia.

"Uderzyłaś mnie pierwsza
 i sprowokowałaś, abym Cię dusił."


Słońce powoli wschodziło, zalewając błonia swoim pomarańczowych blaskiem. Łagodny wietrzyk poruszał delikatnie listkami, które gdzieniegdzie tanecznie spadały na soczyście zieloną trawę. Wierzba Bijąca kołysała się delikatnie, zrzucając przy tym ćwierkające ptaszki, które odlatywały z oburzeniem w swoim melodyjnym głosie. Hagrid nucący jakąś melodię i przechadzający się po błoniach był stałym elementem krajobrazu Hogwartu od wielu, wielu lat.
Naszą bohaterkę obudziło właśnie pianie jednego z kogutów gajowego. Bardzo niechętnie otworzyła oczy, by natychmiast je zamknąć, ponieważ słońce bezczelnie wdarło się do jej sypialni przez niezasłonięte okno. Ponownie uchyliła powieki, lecz tym razem zrobiła to bardzo ostrożnie. Chcąc nie chcąc zwlekła się z łóżka, chwyciła potrzebne ubrania i poczłapała do łazienki. Wzięła relaksującą kąpiel, a w powietrzu unosił się zapach cytryn. Gdy już była całkowicie rozluźniona, a jej myśli krążyły wokół stosu jedzenia w Wielkiej Sali, usłyszała walenie do drzwi.
- Granger, do cholery, ile można siedzieć w łazience? Odoru szlamu i tak się nie pozbędziesz! - wydarł się jej współlokator.
- Ty zapachu fretki także! - odkrzyknęła.
- Grabisz sobie!
Szatynka prychnęła pod nosem, niemniej jednak wyszła z wanny, po czym osuszyła się machnięciem różdżki. Założyła krótkie, czarne spodenki i białą bokserkę.Swoje długie loki zaplotła w kłosa i przerzuciła go przez ramię. Zrobiła lekki makijaż i skierowała się do drzwi, które już ledwo trzymały się w zawiasach.
- No i po co się tak tłuczesz z rana? - spytała.
- Jakbyś nie była tyle w tej łazience, to...
- Trzeba było wstać wcześniej - warknęła i wyminęła go.
Malfoy złapał ją za rękę i przygwoździł do ściany, po czym unieruchomił ją tak, że nie mogła się ruszyć.
- Nie skończyłem - syknął.
- Ale jak skończyłam - odpyskowała, próbując wyrwać się z uścisku jego żelaznych dłoni.
- Posłuchaj, szlamo. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. Masz zbyt brudną krew, tak jak twoje nędzne imitacje przyjaciół.
- Nie waż się obrażać moich przyjaciół - warknęła i splunęła mu na twarz.
Twarz Ślizgona wykrzywił grymas wściekłości. Wytarł ślinę rękawem i mocniej chwycił jej ręce w uścisku. Hermiona pierwszy raz widziała go w takiej furii. Pierwszy raz się go bała. Bała się tych pustych, stalowych tęczówek, które nie wyrażały żadnych emocji. Jej serce biło coraz szybciej, a on nie puszczał, a wręcz przeciwnie - coraz bardziej zaciskał swoje palce na jej nadgarstkach. Bolało, i to cholernie, ale nie chciała mu dać tej satysfakcji. Nie chciała mu pokazać, że się boi. Lecz on nie przestawał. Chciała go obrazić, zwyzywać, ale słowa uwięzły jej w gardle.
- Malfoy, to boli - wychrypiała, po czym szybko odchrząknęła. Przecież nie mogła pokazać po sobie, jak bardzo się boi! Niemniej jednak Ślizgona to nie ruszało. Spoglądał w jej czekoladowe oczy, a jego tęczówki płonęły żądzą mordu. Dopiero teraz do niej dotarło, że posunęła się za daleko. Jednak postanowiła być silna.
- Malfoy, do cholery, to boli! - krzyknęła słabym głosem.
- Ma boleć.
Popatrzyła na niego zszokowana, ponieważ nie spodziewała się, że on może mieć tyle siły. Ręka jej już zdrętwiała, a nie zapowiadało się na rychły koniec. Każda komórka jej ciała drżała z przerażenia, mimo że próbowała to powstrzymać. Do jej oczu cisnęły się łzy, które nieudolnie hamowała poprzez nadmierne mruganie. Na próżno. Dwie, słone krople wody popłynęły po policzku, żłobiąc drogę dla pozostałych.
- Ciesz się, że nie biję kobiet. Nawet takich ścierw jak ty - puścił ją. Nareszcie.
- Jesteś dupkiem. Podłym, arystokratycznym, zakochanym w sobie dupkiem - wychrypiała. Zamachnął się, ale w porę oprzytomniał i zatrzymał rękę tuż przed jej policzkiem.
- No uderz. Pokaż jakim jesteś chamem. Uderz dziewczynę.
- Nie prowokuj, Granger - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Nadgarstki piekły ją niemiłosiernie. Była pewna, że zostaną jej po tym incydencie siniaki. Spojrzała z obawą na swojego współlokatora, który przymknął oczy. Chłopak nagle odwrócił się i szybkim krokiem opuścił dormitorium. Gryfonka osunęła się na podłogę i schowała głowę między kolana. W końcu mogła pozwolić sobie na wybuch emocji. Słone łzy spływały strumieniami po jej czerwonych policzkach. Przecież obiecała sobie w drugiej klasie, że nigdy więcej nie będzie przez niego płakać, a teraz ryczy jak głupia. Wtedy, gdy nazwał ją szlamą, przesiedziała w łazience trzy godziny, ponieważ nie mogła się uspokoić. W późniejszych latach uodporniła się od niego i wyzwiska już na nią nie działały. Do teraz. Co się z nią dzieje? Przecież to Malfoy! Ten dupek Malfoy, który za najlepszą zabawę traktuje ubliżanie i wyżywanie się na słabszych. Z trudem dźwignęła się na nogi i spojrzała na zegarek. Było już pięć po ósmej! Wpadła do łazienki i stanęła przed lustrem. Wyszeptała formułkę zaklęcia i opuchnięte oczy oraz zaczerwieniony nos zniknęły. Ubrała czarną szatę, wzięła z sypialni swoją torbę i pobiegła do Wielkiej Sali.
- Cześć! - przywitała się ze swoimi przyjaciółmi, siadając przy stole Gryfonów.
Nalała sobie do kielicha soku dyniowego i upiła łyk. Była zdyszana, ponieważ prawie całą drogę pokonała biegnąc.
- Jak tam, kochanie? - zagadał do niej Ron, który siedział obok niej. Niezdarnie objął ją w pasie i wymusił na niej wręcz nieprzyjemny pocałunek.
- Wszystko w porządku. Malfoy całkiem znośny – odrzekła szatynka. Nie wiedziała czemu kryje Ślizgona, ale stwierdziła, że tak będzie lepiej. To jest tylko jej sprawa i nikogo innego.
Zerknęła po kryjomu na stół Slytherinu. Na środku stołu siedział Draco, na którym uwiesiła się Astoria Greengrass. Może i była ładna, ale rozum to chyba sprzedała za tubkę podkładu. Przywódca Ślizgonów wyglądał na dość znudzonego tym towarzystwem i rozglądał się po Wielkiej Sali, rozmawiając ze swoim wieloletnim przyjacielem Blaisem Zabinim. Zachowywał się tak, jakby ten incydent sprzed kilkunastu minut w ogóle się nie wydarzył. Hermiona prychnęła w duchu. Bezczelny, arogancki, tleniony cham! Co on sobie w ogóle wyobraża?
Powoli zaczęła przeżuwać owsiankę, słuchając rozmowy chłopaków.

-W tym roku musimy wygrać my! Nie ma innej opcji – powiedział Harry, uderzając pięścią w stół.- Będziemy mieć dobry zespół. Zobaczycie. Musimy pokonać Ślizgonów – na jego twarzy zakwitł zacięty wyraz twarzy. - Będziemy trenować kilka razy w tygodniu.
- Tak, tak – poparł go Ron. - Tylko musisz znaleźć dobrego obrońcę.
Hermiona wywróciła oczami. Ten brak pewności w siebie u Rona zaczął ją powoli irytować. Jakby był dobrej myśli, to by mu się udawało obronić te kafle. A on tylko marudzi.
- Przecież mam Ciebie – powiedział zdziwiony brunet. - Po co mam szukać innego? Trochę poćwiczysz i będziesz taki jak Wood.
- Jasne – burknął Weasley.
Ginny spojrzała na zegarek Harry'ego i wtrąciła się do rozmowy:
- Już za piętnaście dziewiąta! Trzeba się zbierać. Co mamy pierwsze?
- Zaklęcia – odpowiedziała Hermiona.
Młoda Weasleyówna przeskoczyła o jedną klasę, zdając specjalne testy w wakacje. Teraz mogła być dłużej ze swoimi przyjaciółmi. Również Fred i George wrócili by skończyć ostatni rok nauki, więc w końcu na lekcjach nie będzie nudno! Pani Prefekt wzięła swoją ciężką torbę i ruszyła za swoimi towarzyszami. Po chwili znaleźli się pod klasą profesora Flitwicka. Aby zepsuć im cały dzień, to pierwszą lekcję mieli z mieszkańcami Slytherinu, którzy już tam stali. Harry z Draconem wymienili skinienia głową. Po wojnie, Malfoy był oskarżony o śmierciożerstwo. Stanął przed Wizengamotem, lecz obronił go właśnie Potter. Złote Dziecko stwierdziło, że Draco nie robił tego z własnej woli, tylko został zmuszony. Chcąc nie chcąc, sędzia musiał wypuścić Malfoya, ponieważ Harry dał niezbite dowody na to, że Dracon jest niewinny. Teraz młody dziedzic fortuny nabrał minimalnego szacunku do jego osoby, a objawiało się to w taki sposób, że traktował go jak powietrze: nie wyzywał, nie obrażał, nie wyśmiewał się; jedynie witał skinieniem głowy. Nie dotyczyło to oczywiście reszty Gryfonów, a w szczególności Weasleyów i Hermiony. Jak tylko uczniowie z Gryffindoru pojawili się na horyzoncie, rozległy się gwizdy i prychnięcia.
- Niezła szata, Weasley! Po dziadku? - krzyknął ktoś do Rona.
Chłopak zrobił się czerwony jak burak i ruszył w stronę Ślizgonów. Harry wraz z Fredem chwycili go za ramiona i powstrzymali go przed rozpoczęciem bójki. Hermiona stanęła z boku, przyglądając się tej scenie. Jako jego dziewczyna, powinna znajdować się koło niego i szeptać jakieś pokrzepiające słówka. Ale ona powoli przestawała się czuć jego dziewczyną.
- Ej, Granger! Jak to jest być z takim fajtłapą jak Weasley? - spytała ironicznie Pansy.
- Parkinson, Ty tą tapetę na gębie musiałaś szpachlą nakładać, prawda?

Na korytarzu rozległy się pojedyncze chichoty, zarówno ze strony Gryfonów, jak i Ślizgonów.
Pansy już otwierała swoje usta ociekające błyszczykiem, gdy nagle drzwi otwarły się i wyszedł z nich mały czarodziej.
- Zapraszam do środka! - zaskrzeczał profesor.
Tłum uczniów wsypał się do środka, próbując zająć miejsca, znajdujące się jak najdalej od nauczyciela. Oczywiście, Hermiona chciała usiąść w pierwszej ławce, ale Harry i Ron pociągnęli ją za szatę i usiedli w ostatnim rzędzie.
- Dzień dobry! - zawołał Flitwick, który stał na stosie ksiąg, żeby coś widzieć zza katedry. Odpowiedział mu cichy pomruk. - Widzę, że usiedliście tak, jak zawsze... No cóż, zrobimy małą integrację. Niech każdy napisze na kawałku pergaminu swoje imię i nazwisko i niech go położy na skraju ławki.
Rozległ się hałas odsuwanych krzeseł oraz skrzypienia piór po pergaminach. Gdy już wszyscy je napisali, profesor przemówił:
- Teraz roześlę je na ławki, więc musicie je dokładnie obserwować! Ta osoba, z którą usiądziecie będzie wam towarzyszyć do końca roku szkolnego.
Flitwick machnął różdżką, a pergaminy uniosły się w powietrze. 


_________________________________________
Mówiłam, że dzisiaj dodam. :)
Jak szablon? Może być? Od kochanej Jill z Zaczarowanych, więc musi być perfecto. 

Zapraszam do komentowania!

sobota, 10 sierpnia 2013

[02.] Współlokatorzy.

"Niech nienawidzą, byleby się bali."


- Ach, zapomniałbym. Panno Granger i panie Malfoy. Mogę was prosić na chwilkę?
Gdy już wskazani czarodzieje usiedli, dyrektor przemówił:
- Mam już swoje lata, więc skleroza mi dolega - uśmiechnął się zakłopotany. - Jak wiecie, każdego roku najstarsi uczniowie są wybierani na prefektów naczelnych. Jest to wielki obowiązek, więc nie każdy może podołać temu zadaniu. W tym roku wybrałem was.
- Naprawdę? Dziękuję! Na pewno podołamy temu zadaniu - powiedziała zachwycona Hermiona. - To będzie dla nas wielka szansa.
- Ekstra - mruknął Malfoy, przewracając oczami. Najpierw te patrole ze szlamą, a teraz znowu ona. O Merlinie! Jak on wytrzyma przez ten rok. To będzie katastrofa.
- Czy ty to rozumiesz, Malfoy? - spytała retorycznie Gryfonka. - Czy ty wiesz, jakie szanse odkrywa przed nami ten tytuł? Może nawet dostaniemy wymarzoną pracę, a ty tyko potrafisz narzekać!
- Weź się zamknij, szlamo. Nikt cię o zdanie nie pytał - warknął.
- Nie mów tak do mnie, tleniona fretko!
- Jak mnie nazwałaś? - oburzył się, wstając.
- Doskonale wiesz!
- Jesteś żałosna.
- Wolę być żałosna niż głupia - wstała.
- Może tak usiądziecie z powrotem? - zaproponował Dumbledore.
- Przepraszam - wymamrotała szatynka i pokryła się rumieńcem. Po czym szybko usiadła na swoim miejscu.
Dyrektor spojrzał na nich i zamyślił się. Nie był teraz do końca pewny, czy wybrani ich razem na prefektów naczelnych to dobry wybór. Będą spędzać ze sobą mnóstwo czasu, a nienawidzą się już od pierwszej klasy. Doskonale wiedział, jak zareagują na to, co miał im do powiedzenia.
- Jak już mówiłem, bycie prefektem naczelnym to obowiązki. Zaliczają się do nich: opieka i pomoc młodszym uczniom, udzielanie im korepetycji, jeśli będzie taka konieczność. To teraz przejdźmy do przyjemności: możecie korzystać z łazienki prefektów naczelnych, macie do dyspozycji wspólne dormitorium, możecie chodzić do Hogsmade, kiedy tylko chcecie...
- Wspólne... CO?! - wydarli się razem, szybko wstając i przewracając fotele. Dumbledore się skrzywił. Był pewny, że ich wrzask można było usłyszeć na błoniach.
- Wspólne dormitorium.
- I TO SĄ TE PRZYJEMNOŚCI?!
- No, tak - dyrektor westchnął i przeczesując palcami długą, srebrną brodę, kontynuował: - Wiem, że od niepamiętnych czasów wasze kontakty są nie najlepsze, ale...
- Nie najlepsze? - pisnęła szatynka, po raz kolejny przerywając Dumbledore'owi.
- Ale liczę - udał, że nic nie usłyszał - na to, że zakopiecie przysłowiowy topór wojenny i się dogadacie - dodał takim tonem, jakby sam chciał siebie przekonać.
- Przecież ja ją zabiję - skwitował Ślizgon, rzucając się na fotel.
- Prędzej to ja się powieszę! - warknęła Hermiona.
- Droga wolna! Przynajmniej mnie wyręczysz.
- Czy ty chociaż raz mógłbyś nie być chamski?
- A czy ty chociaż raz mogłabyś nie być szlamą?
- Ustąpię głupszemu i nie będę odpowiadać - warknęła i usiadła w fotelu.
- Chociaż raz postąpiłaś słusznie, Granger - powiedział, nieświadomy tego, że go obraziła.
Szatynka głośno się zaśmiała z jego głupoty, a z jej oczu popłynęło kilka małych łez.
- Z czego rżysz ? - warknął.
- Nie... z... niczego... - wyjąkała z trudem, powstrzymując się ze śmiechu.
Dumbledore uśmiechnął się pod nosem, słysząc tą dwójkę. Może nie będzie, aż tak źle, jak mu się wydawało?
- Wasze wspólne dormitorium - powiedział dyrektor, a uczniowie skrzywili się na te słowa - znajduje się na czwartym piętrze za obrazem Krzyku*. Hasło to ''Hogwart'', ale możecie go oczywiście zmienić. Pamiętajcie, że gdy podacie błędne hasło, postać zacznie bardzo głośno krzyczeć, dopóki nie przyjdzie osoba, znająca aktualne hasło. A teraz proszę was o spakowanie swoich rzeczy i przeniesienie się na czwarte piętro. No na tyle. Do zobaczenia - uśmiechnął się, dając im do zrozumienia, że rozmowa została zakończona.
Uczniowie pożegnali się i ruszyli w kierunki drzwi. Pierwsza doszła do nich Hermiona. Otworzyła je i już miała przez nie przechodzić, gdy Malfoy zawadzając o nią wyszedł z pomieszczenia.
- Mógłbyś trochę uważać?! - warknęła, mierząc go zabójczym spojrzeniem.
- Na ciebie? Nigdy - uśmiechnął się kpiąco i ruszył w stronę lochów.
- Boże, co za kretyn - westchnęła, zamykając drzwi.
- Słyszałem! - zawołał z korytarza.
- I miałeś! - zakończyła tą bezsensowną wymianę zdań i skierowała się w kierunku portretu Grubej Damy.
Powoli przemierzała korytarze, delektując się jeszcze błogą ciszą. Doskonale wiedziała, jak zareagują jej przyjaciele na wieść o tym, że musi mieszkać z Malfoyem. To było niewyobrażalnie... chore? nienormalne? Choć naprawdę ufała dyrektorowi, to nie sądziła aby ten pomysł był dobry. Przecież oni są jak... jak... ogień i woda! Jak dwa różne światy! Oni nie potrafią razem normalnie rozmawiać, a co dopiero mieszkać! Przecież to będzie istny koszmar. Nawet nie zauważyła, gdy dotarła do Pokoju Wspólnego. Błądząc dalej w swoich myślach, skierowała się do swojego dormitorium. Do ziemi przywołał ją okrzyk Ginny:
- Hermiona, chodź do nas!
Szatynka otrząsnęła się ze swoich myśli, potrząsając lekko głową. Po chwili ruszyła do swoich przyjaciół i usiadła na kanapie, tuż obok Harry'ego.
- Co chciał od was Dumbledore? - spytała Weasleyówna.
- A, no wiesz. Sprawy organizacyjne - odparła wymijająco szatynka, wciąż nie mogąc wyrwać się z szoku.
- I? - naciskała dalej dziewczyna, wiedząc, że coś jest na rzeczy.
- Co: i?
- Co jest jeszcze chciał dyrektor?
- MuszęmieszkaćzMalfoyem - wymamrotała tak cicho i niezrozumiale, jakby to był największy grzech w jej życiu.
- Co?
- Muszę mieszkać z Malfoyem! - krzyknęła Gryfonka.
- Ale że jak to? - zdziwił się Harry.
- Zostałam prefektem naczelnym razem z nim, więc mamy wspólne dormitorium - westchnęła.
- Nie martw się, Hermiona - powiedział Fred.
- Na pewno będzie... - zaczął George.
- ... bardzo przyjemnie...
- ... i zostaniecie...
- ... najlepszymi przyjaciółmi - dokończył Fred i wyszczerzył się jak głupi.
- Dzięki, chłopaki. Naprawdę mi pomogliście - mruknęła szatynka. - Idę się spakować.
Wstała i ruszyła do swojego dormitorium. Nadal nie mogła uwierzyć, że musi mieszkać z tym gnojkiem. Weszła do dormitorium i już miała wypowiedzieć zaklęcie, gdy przypomniała sobie, że przecież nie miała kiedy się rozpakować, ponieważ od razu po uczcie poszła do dyrektora. Walnęła się dłonią w czoło, komentując tym swoje roztargnienie. Westchnęła i z ciężkim sercem chwyciła kufer i wiklinowy kosz z Krzywołapem.
- Idę - oznajmiła, zjawiając się w Pokoju Wspólnym.
Przytuliła się do każdego, a Ronowi skradła buziaka. Poczekała chwilkę, licząc na to, że jej chłopak odprowadzi ją na czwarte piętro. Pomyliła się. Weasley był tak zajęty grą w szachy czarodziejów, że nie zauważył nawet, jak szatynka się z nim żegnała. Ponownie westchnęła i zwróciła się w stronę portretu Grubej Damy. Powoli ruszyła na czwarte piętro. Wcale się jej nie spieszyła, ponieważ im dłużej pójdzie, tym mniej czasu spędzi z tlenioną fretką. Po drodze zaczarowała swój kufer do rozmiarów małej kopertówki, więc bez problemu mogła przenieść do dormitorium. Westchnęła. Była pewna, że będą jej się śniły koszmary przez ten pomysł dyrektora. Przecież to chore, żeby uczniowie z dwóch odwiecznie rywalizujących ze sobą domów musieli spędzić cały rok, mieszkając ze sobą. Pokiwała z roztargnienie głową i ponownie westchnęła.
- Bu! - rozległ się nagle głos w jej uchu. Dziewczyna cichutko pisnęła i podskoczyła na kilka centymetrów. Niechcący upuściła koszyk, więc rozległo się głośne prychanie i syczenie.
Hermiona złapała się za serce i warknęła:
- Zobacz, co zrobiłeś, idioto! - wzięła kota na ręce i przytuliła go do siebie. - Nie bój się, Krzywołapku. Wszystko w porządku.
- Nie znęcaj się nad tym biednym kotem. A to dziwne... czemu ten kot jest rudy? Czyżbyś miała słabość do rudzielców? A, to dlatego jesteś z Weasleyem? Bo jest rudy?
- Zamknij się, Malfoy - warknęła. Miała naprawdę dość tego ciągłego dogryzania z jego strony. To stawało się coraz bardziej nudne i monotonne. Już jej się odechciało odpowiadać na takie zaczepki.
- Ej, Granger, jakie było hasło? - spytał Malfoy, gdy znaleźli się przy obrazie Krzyku.
Szatynka przewróciła oczami i wypowiedziała głośno i wyraźnie:
- Hogwart.
Krzyk ukłonił się i obraz rozpłynął się w szafirowej poświacie, ukazując wejście do dormitorium. Powitał ich mały korytarz, którego ściany zostały pomalowane na złoty, a podłogi wyłożone ciemnobrązowymi panelami. Tuż obok drzwi po prawej stronie stała drewniana komoda na obuwie, a nad nią wisiało duże, mosiężne lustro. Po lewej stronie znajdowały się wieszaki na odzież wierzchnią. 
Z korytarza przechodziło się do salonu. Hermionie aż zaparło dech w piersiach. Dyrektor naprawdę się postarał, by umilić im ten czas spędzany ze sobą.
Salon był dużym, przestronnym pomieszczeniem. Karmelowe ściany połączono z jesionowymi panelami. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jej się w oczy był ogromny kominek wykonany z białego marmuru i znajdujący się na wprost wejścia. Idealnie komponował z odcieniem ścian. Obok niego znajdowały się dwa duże okna, które można było zasłonić kredowobiałymi, grubymi zasłonami, które sięgały aż do podłogi. Na środku pokoju usytuowana została śnieżna sofa, a na niej znajdowało się mnóstwo białych i beżowych poduszek, które miały na swoich dolnych, prawych rogach wyszyty herb Hogwartu. Po obu jej bokach stały alabastrowe fotele. Przed kanapą umieszczony został szklany stolik, a pod nim leżał duży, mlecznobiały dywan, którego grube frędzle przyjemnie drażniły bose stopy. Tuż obok wejścia stały dwa ogromne, białe regały, które były odgrodzone śnieżną komodą. Półki były zapełnione mnóstwem różnorodnej lektury. Obok wypoczynku znajdował się sporych rozmiarów barek, tego samego koloru, co reszta mebli. Był on zapełniony najróżniejszymi gatunkami wybornych trunków i mnóstwem kryształowych kieliszków. Hermionę bardzo to zaskoczyło. Czyżby dyrektor chciał ich upić, żeby się nie pozabijali?
Drzwi obok barku skrywały łazienkę. I tym razem, pomieszczenie zaparło dech w piersiach. Ściany pokrywały malutkie, czerwone kafelki, natomiast sufit i podłogę czarne. Na wprost drzwi znajdowała się ogromna, biała, półokrągła wanna z mnóstwem kurków w różnych kolorach, z których wypływały płyny do kąpieli w najrozmaitszych zapachach. Po prawej stronie stał prysznic, a tuż obok niego toaleta. Po lewej usytuowane zostały dwie umywalki, a nad nimi lustra. 
Za dwoma drzwiami po prawej stronie w salonie znajdowały się sypialnie. Ściany pomalowano barwą wschodzącego słońca, która doskonale komponowała się z mahoniowymi panelami. Na wprost wejścia stało wielkie, dwuosobowe łóżko, które przykryto pościelą w kolorze zgaszonego pomarańczu. Ułożono na nim pokaźny stos brązowych i marchewkowych poduszek. Po obu stronach łóżka znajdowały się etażerki. W prawym rogu stała szafa, z tego samego drewna, co podłoga.
Hermiona wróciła do salonu i usiadła na fotelu, zwijając się w kłębek. Patrzyła, jak Malfoy wychodzi ze swojej sypialni (na drzwiach były tabliczki z imieniem i nazwiskiem), po czym rozwala się na sofie. Cicho westchnęła i zwróciła głowę w stronę kominka. Płomienie wesoło trzaskały, dając przyjemne ciepło.
Jak oni wytrzymają ze sobą cały rok szkolny? Czy będą potrafić zakopać topór wojenny? Tego nikt nie wiedział, nawet oni sami. Co będzie, to będzie, pomyślała.




* Na pomysł tego obrazu wpadła Monika, za co jej serdecznie dziękuję. Na pewno go kojarzycie, jeśli nawet nie obraz, to jego nazwę. Krzyk jest obrazem ekspresjonistycznym namalowanym w 1893 r. przez norweskiego artystę Edvarda Muncha. Tutaj możecie zobaczyć, jak on wygląda.
______________________________________




Nareszcie w domu! Wracam z nowym rozdziałem. Niestety tylko jednym, bo więcej nie dałam rady napisać. Mam nadzieję, że się spodoba.
Komentujcie, miśki!

Bajo ;*,
Avada.

Obserwatorzy