wtorek, 28 stycznia 2014

[04.] Zostań.

"Nigdzie nie jesteśmy bardziej samotni,
niż leżąc w łóżku, z naszymi tajemnicami
 i wewnętrznym głosem."


Obserwowała, jak kawałek jej pergaminu unosi się w powietrze. Lekki jak piórko pofrunął na sam koniec sali. Westchnęła zrezygnowana, ponieważ wiedziała, że ciężko będzie jej się skupić siedząc w ostatnim rzędzie. Wlekąc swoją torbę po podłodze z ogromną niechęcią skierowała się ku ławce, w której musiała siedzieć przez najbliższe kilka miesięcy. Klapnęła na krzesło i wzrokiem zaczęła szukać swoich przyjaciół.
Pomachała do Harry'ego, który siedział już z Ginny. Ale szczęściarze! Przynajmniej nie będą musieli się rozdzielać albo, co gorsze, przebywać w jednej ławce ze Ślizgonem. Fuj! Skrzywiła się na samą myśl o takich katuszach. Ponownie spojrzała na papużki-nierozłączki i rozczuliła się na ich widok. Brunet delikatnie odgarnął kosmyk włosów swojej dziewczynie, który ciągle wpadał jej do oczu. Zrobił to tak subtelnie, że na policzkach Ginny pojawiły się dwie ogromne, szkarłatne plamy.
Oderwała od nich wzrok i zaczęła szukać Rona. Jemu również trafiło się całkiem dobre towarzystwo. Dobre dla niego. Kto siedział obok Weasleya? Lavender we własnej osobie, która paplała coś bez sensu, gestykulując żywo rękoma. Ron albo tak dobrze udawał albo naprawdę go to interesowało. Hermiona obstawiała tę pierwszą opcję, ponieważ z własnego doświadczenia wiedziała, że rudzielec bardzo rzadko słucha, gdy się do niego mówi.
Po chwili usłyszała cichy dźwięk. Na drugim końcu ławki wylądował kawałek pergaminu. Niestety spadł odwrócony tak, że imię jej towarzysza było na drugiej stronie. Jedyne, co mogła dostrzec to przebijający przez kartkę zielony tusz. Domyśliła się, że może być to Ślizgon. No bo który Gryfon pisałby szmaragdowym odcieniem? Wpatrując się w skrawek pożółkłego papieru próbowała dostrzec chociażby inicjały. Czyżby to była litera N? Nie, chyba bardziej U lub M. A ta druga jest podobna do O albo D. Mrużyła oczy tak bardzo, że prawie je zamknęła.
- Aż tak podoba ci się moje pismo, Granger?
Szatynka szybko odwróciła głowę i zobaczyła Malfoya we własnej osobie, który rzucił swoją torbę obok ławki i nonszalancko usiadł na krześle obok niej.
- Co ty tu robisz? - syknęła.
- Siedzę. Na oczy ci poszło? - posłał jej kpiący uśmiech.
O, Merlinie! Jak ona go nienawidziła. Wstała, chcąc poprosić profesora o zmianę partnera.
- To nie pomoże, Granger - powiedział, jakby czytając jej w myślach. - Już się pytałem. Jesteśmy na siebie skazani. - prychnął na koniec.
Chyba pierwszy raz się z nim zgadzała. Doskonale wiedziała, jak będzie wyglądał ten rok, jeśli zostanie z Malfoyem w parze. Wieczne oszczerstwa, docinki, kompromitacje. Nie chciała tego i on też nie.
Usiadła z powrotem na swoim miejscu i skierowała swój wzrok na pulpit, przy którym stał profesor. Postanowiła zignorować Dracona całkowicie. Niech sobie siedzi, niech się puszy jak paw. Ją to nie interesuje.
Pierwszy dzień nauki minął jak z bicza strzelił. Zmęczona szatynka powlokła się do dormitorium na czwartym piętrze. Wypowiedziała hasło, a Krzyk puścił jej oczko i rozpłynął się, ukazując wejście. Hermiona zachichotała cichutko i weszła do środka. Słońce mocno ogrzewało mury zamku, więc w środku było ciepło i przyjemnie. Ściągnęła mundurek i poluzowała krawat.
Usiadła wygodnie na śnieżnobiałym fotelu i przerzuciła nogi przez poręcz fotela. Jej współlokatora jeszcze nie było, więc mogła się nacieszyć ciszą, przepełniającą pomieszczenia. Wyczerpana natłokiem wiedzy i emocji zamknęła oczy. Przypomniała sobie pierwszą lekcję. Zaklęcia. Nie było aż tak źle, jak jej się wydawało. Malfoy mało się odzywał, praktycznie wcale, za to często ją przedrzeźniał, gdy zgłaszała się do odpowiedzi, wywołując przy tym ciche śmiechy ze strony Ślizgonów. Prychała cicho, wywołując jeszcze większy kpiący uśmiech na twarzy Dracona. W porównaniu z tym, co działo się w poprzednich lata było lepiej. Nie wyzywał jej, nie obrażał. Te dziecinne zabawy nie robiły na niej wrażenia. To było żałosne.
Na transmutacji profesor McGonagall dała im wyraźnie do zrozumienia, że w tym roku muszą postawić na naukę, jeśli chcą zdać egzaminy. Dla niej to nic nowego. Zawsze się uczyła. Musiała nieskromnie przyznać, że całkiem dobrze jej to wychodziło. Była nawet porównywana do legendarnej Roweny Ravenclaw! To przecież musiało coś znaczyć.
Na eliksirach Snape przez całe dwie godziny wałkował to, jak ważne są OWTMy, jakby nie wiedzieli. To znaczy, Hermiona wiedziała. Wątpiła, że Malfoy albo taki Goyle zdają sobie sprawę, że zdanie dobrze tych egzaminów jest podstawą dostania dobrej pracy. Prychnęła cicho. Przecież ta tleniona fretka nie musi zdać nawet egzaminów. Złoto jego ojca wszystko załatwi.
Chwyciła różdżkę, którą położyła na stoliku i machnęła nią. Do salonu wdarło się przez otwarte okno ciepłe powietrze i wypełniło całe pomieszczenie. Jej kasztanowe pukle przyjemnie łaskotały ją po szyi. Hermiona ułożyła się wygodniej na fotelu i ziewnęła przeciągle. Powoli zatracała się w krainie snu, gdy nagle usłyszała huk. Gwałtownie otworzyła oczy i automatycznie chwyciła różdżkę.
- Kurwa, Blaise, uważaj jak chodzisz - warknął Draco.
- Łatwo ci powiedzieć - odparł Zabini - ale to nie ty wypiłeś tyle, co ja.
- Wypiliśmy tyle samo, idioto.
Dwójka Ślizgonów weszła lekko chwiejnym krokiem do salonu, a wraz nimi smród alkoholu. Szatynka ciężko westchnęła. Cholerni alkoholicy. Był dopiero pierwszy dzień szkoły, a oni już muszą pić.
- O, Granger - powiedział zaskoczony Malfoy - co ty tu robisz?
- Mieszkam? - odparła sarkastycznie Hermiona.
- Ej, stary... Od kiedy Granger mieszka u nas w dormitorium? - spytał półgębkiem czarnoskóry. To znaczy, półgębkiem w jego wydaniu, a było to na tyle głośno, że Hermiona wszystko słyszała.
- Nie mam pojęcia - Draco pokręcił ze zdumieniem głową.
- Ale się schlaliście - westchnęła szatynka.
- I do tego nas obraża - po raz kolejny niby ciche słowa Blaise'a dotarły do uszu Gryfonki.
Hermiona spojrzała na nich rozbawiona. Co też alkohol robi z człowiekiem. Ślizgoni ciągle stali w tym samym miejscu. To znaczy, próbowali ustać na dwóch nogach, co w miarę dobrze im wychodziło. Jak na razie. 
- Rozejrzyj się, Malfoy - westchnęła Hermiona. - Czy to ci przypomina wasze dormitorium w lochach czy może jednak nasze wspólne - tu skrzywiła się na te słowa - mieszkanie, które otrzymaliśmy od dyrektora?
Draco rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem po salonie. Po chwili na jego twarzy pojawił się wyraz pewnego zrozumienia, które skwitował wypuszczeniem powietrza z policzków.
- Słuchaj, Blaise. Pomyliliśmy piętra - powiedział Malfoy z uśmiechem na ustach.
- Wiedziałem, że nie idziemy w tę stronę. Zawsze schodziliśmy w dół. Myślałem, że to inna trasa.
Przywódca Ślizgonów chwiejnym krokiem podszedł do sofy i usiadł na niej z wyrazem błogiej ulgi.
- Siadaj, stary. Napijemy się jeszcze - rzekł Malfoy, przywołując butelkę mocnego trunku wraz z dwoma szklankami.
Rozochocony Zabini chciał szybko dołączyć do swojego przyjaciela, co skończyło się bolesnym upadkiem na podłogę. Draco wybuchnął głośnym śmiechem, a Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie. Blaise próbował wstać z marnym skutkiem.
- Pomógł byś mi - burknął, próbując zatuszować śmiech. Dla niego również ta sytuacja była komiczna.
- Nie chce mi się - odparł Malfoy, nalewając bursztynowego płynu do kryształowych szklanek. Upił łyk z jednej z nich. - Wstawaj, ofiaro, nie pożałujesz.
Jakimś cudem, sam potem nawet nie wiedział jakim, wstał i przytrzymując się stolika usiadł obok swojego kompana.
- Miałeś rację - westchnął czarnoskóry, rozkoszując się smakiem wysokoprocentowego trunku.
Hermiona wciąż stała tuż obok fotela z różdżką w ręku. Zastanawiała się, co ma zrobić. Miała do wyboru dwie opcje. Iść do Pokoju Wspólnego Gryfonów i zapewne pokłócić się z Ronem, bo nie wytrzymywała już tej chorej sytuacji lub zostać tutaj, zamknąć się w pokoju i spokojnie poczytać. Jak można było się domyślić, szatynka wybrała tę drugą opcję.
Ruszyła więc do swojej sypialni, gdy w połowie drogi zatrzymał ją głos Blaise'a:
- Gdzie idziesz, Granger? Nie napijesz się z nami?
Hermiona powoli odwróciła się w ich stronę i zmarszczyła nos.
- Czy dwójka Ślizgonów proponuje właśnie znienawidzonej Gryfonce wspólne spędzenie popołudnia czy może się jednak się przesłyszałam?
- Mnie do tego nie mieszaj - Malfoy uniósł ręce do góry, na co Zabini przewrócił oczami.
- Więc tylko jeden Ślizgon proponuje ci drinka. Skusisz się? - uśmiechnął się. Tak, tak. Uśmiechnął.
Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie. Mógł być to kolejny spisek, który miałby na celu ośmieszenie jej, choć wydawało się jej się to niezbyt realne, gdy widziała, jak bardzo pijani są. Wiedząc, że wywoła tym kolejną awanturę z Ronem, zgodziła się. Uczniowie Domu Węża byli na tyle schlani, że jutro nic nie będą pamiętać, a ona przynajmniej nie spędzi reszty tego dnia w samotności. Zabini przywołał dla niej szklankę i po chwili podał ją Hermionie wypełnioną do połowy bursztynowym płynem. Szatynka podziękowała i usiadła na fotelu, który zajęła jeszcze przed ich przybyciem, odkładając różdżkę na stolik.
Trunek wypalał jej przełyk, mimo to nie skrzywiła się. Musiała zachować fason. Zastanawiała się, jak oni mogą to pić. Do tego litrami. Draco spoglądał na nią co jakiś czas, jakby sprawdzał, czy jej smakuje, czy daje radę to pić.
- Co? - burknęła, nie wytrzymując już kolejnego spojrzenia.
- Nic, nic - odpowiedział tylko i upił ostatni łyk trzeciej już szklanki trunku.
Zapadła cisza. Szatynka wiedziała, że tak będzie. O czym ona może porozmawiać ze Ślizgonami? O quidditchu? Tak, oczywiście. Na pewno z nimi o tym pogada. Ona nawet nie umie latać na miotle, a co dopiero o tym rozmawiać. Westchnęła bezgłośnie. Pomyślała, że dopije drinka i wróci do swojej sypialni. Jak pomyślała, tak też zrobiła. Już miała się pożegnać, gdy przypomniała sobie, że są to Ślizgoni. Podłe dupki, którzy nie okazali by jej takich neutralnych stosunków, gdyby nie byli upici.
Zamknęła się w sypialni, po czym oparła się plecami o ścianę. Zjechała po niej powoli, siadając na podłodze. Nigdy więcej. Nigdy więcej takich sytuacji. Przecież to niestosowne. Ba, nawet niedorzeczne! Od wieków te dwa domy rywalizują między sobą, a ona pije z nimi drinki. Nigdy więcej...


***

Stała w tak dobrze znanym jej salonie. Z rozczuleniem spojrzała na wszystkie fotografie, które stały lub wisiały w ramkach. Jej postać z powrotem wróciła na zdjęcia. Osoby nie poruszały się. To oczywiste, ponieważ były to mugolskie fotografie. Mimo to miały w sobie magię. Wydawałoby się, że to za sprawą szatynki, która na każdym zdjęciu emanowała szczęściem i ciepłem, a jej oczy były pełne wesołych ogników, które można było zauważyć na co dzień. Jej rodzice siedzieli w salonie, oglądając popołudniowe wiadomości. Hermiona powoli podeszła do nich, ciesząc się ich widokiem. Do niedawna nie była pewna, czy ich w ogóle jeszcze kiedykolwiek zobaczy. Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk przy aportacji. Odwróciła się szybko i spostrzegła zakapturzoną postać w masce. Śmierciożerca. Chciała wyciągnąć różdżkę z kieszeni i przerażona spostrzegła, że jej tam nie ma. Nie miała ich czym obronić. Nie mogła go powstrzymać. Jej rodzice odwrócili się w stronę dźwięku i zobaczyli obcego człowieka, który stoi w ich salonie. Stali wystraszeni, a Philip objął swoją żonę ramieniem. Hermiona pobiegła do nich i stanęła na przeciwko. Nie zauważyli jej. Chciała ich przytulić. Jej ręce przeszły przez ich ciało. Nie wiedziała, co się dzieje. Nie mogła ich dotknąć, nic nie mogła zrobić. Czarodziej zrzucił kaptur z głowy i ściągnął maskę, po czym ukazała im się twarz. Ta twarz. Hermionie zrobiło się słabo. Dlaczego on? Dlaczego nie ktoś inny? Co się tu, do cholery, dzieje? Blada twarz po raz kolejny nie wyrażała żadnych uczuć. Przybrał tę maskę obojętności, która tak dobrze mu wychodziła. Jakby był z kamienia; z białego marmuru.
Draco wycelował różdżkę w jej stronę, a raczej w jej rodziców. Ona była niewidzialna. Państwa Granger sparaliżowało ze strachu. Nie wiedzieli co zrobić. Ten mężczyzna miał różdżkę, a dobrze wiedzieli, że z nią nie mają szans. Nie uciekali. Nie miało to sensu. Czarodziej dogonił, by ich w mgnieniu oka. Wiedzieli, że to są ich ostatnie chwile na tym świecie. Spojrzeli na fotografie, na ich dorosłą córkę, którą tak kochali, która była tutaj z nimi, choć o tym nie wiedzieli. Po chwili utkwili wzrok w swoich oczach. To miało być takie nieme ''żegnaj, kocham cię''. Rozumieli się przecież bez słów.
Draco wypowiedział formułę śmiertelnego zaklęcia, a strumień zielonego światła pomknął w ich stronę. Przeleciał przez szatynkę i ugodził jej rodziców. Padli martwi na ziemię, wciąż się przytulając. Malfoy uśmiechnął się kpiąco i deportował z charakterystycznym, głośnym trzaskiem. Hermiona padła przy nich na kolana, a z jej oczu poleciały łzy. Słone krople rozbijały się o podłogę i znikały. Nie tworzyły kałuży na panelach, ponieważ była tylko duchem, jakby znajdowała się w czyimś wspomnieniu. Popatrzyła na rodziców, a jej ciałem wstrząsnął kolejny szloch. To przecież nie możliwe. To nie może być prawda! Krzyczała, przeklinała Malfoya wszystkimi wyzwiskami, jakie znała. Nie pomogło. Jej rodzice nadal leżeli, patrząc pustym wzrokiem na sufit. Nawet nie mogła zamknąć im powiek. Nic nie mogła zrobić. Czuła, jak jej serce rozpada się na milion kawałków. Jak nie czuje nic oprócz cierpienia. Przesiąknęły już jej czerwony sweterek, a ona nadal nie potrafiła powstrzymać łez.
Obudziła się w pozycji siedzącej. Rozejrzała się wystraszona. Znajdowała się w swoim dormitorium na czwartym piętrze. Poczuła ulgę i wypuściła powietrze z policzków. Mimo to na jej twarzy pojawiły się łzy. Słone krople spadały na jej piżamę, na kołdrę, a ona nie potrafiła ich powstrzymać, mimo że wiedziała, że to był tylko zły sen. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem i pojawił się w nich półnagi Malfoy.
- Co się, kurwa, dzieje?! - krzyknął oburzony. Włosy miał w nieładzie, co oznaczało, że z łóżka od razu przyszedł do niej.
- A co się ma dziać? - spytała słabym głosem szatynka, ocierając sobie twarz skrawkiem pościeli.
- Darłaś się na całe dormitorium! - opuścił różdżkę i wszedł do pokoju.
- Nic mi nie jest - mruknęła, podciągając kołdrę pod samą brodę.
Draco podszedł do niej i przyjrzał się jej twarzy, którą oświetlał mglisty księżyc. Zobaczył napuchnięte oczy i czerwony nos. W takim stanie widział często matkę, gdy pokłóciła się z ojcem, gdy sprawił jej ból psychiczny, a co gorsze - fizyczny również. Zawsze ją pocieszał. Siadał obok niej, przytulał ją i czekał aż się wypłacze. Mimo swojej skorupy okazywał zawsze okazywał uczucia swojej matce. To ona zawsze się sprzeciwiała, gdy był młodszy, a ojciec uczył go złowrogich zaklęć, wpajał, że szlamy są nic nie warte, a śmierciożercy to jedyny ''zawód'', którzy przystoi osobie z takiej rodziny. Granger płakała. Nawet teraz, gdy stał obok niej. Nie potrafił zrobić to, co z matką. Nie mógł jej przytulić. Nie potrafił przełamać tej bariery. No bo jakby to wyglądało, jakby objął ramieniem szlamę? To nie przystoi arystokracie. W końcu przemógł się i usiadł na łóżku. Kosztowało go to bardzo dużo, ale widząc w jakim stanie jest szatynka, nie potrafił po prostu wyjść. Za bardzo mu to przypominało sytuacje z jego przeszłości.
- Ekhem... Granger - zaczął, nie chcąc powiedzieć czegoś głupiego w stylu ''ej, chodź się przytul'', bo to po pierwsze było nie na miejscu, patrząc na ich nienawiść, a po drugie szatynka mogła doznać głębokiego szoku - coś się stało?
Po chwili sens słów dotarł do niego i uderzył się ręką w czoło. Przecież jakby się nic nie stało, to by nie płakała. Westchnął i pokręcił głową, komentując tym swoją inteligencję. Hermiona pokręciła przecząco głową i wytarłszy ponownie łzy, skierowała swój wzrok na księżyc, który dobrze było widać przez okno. Nie chciała mu mówić. Nie mogła. Przecież to on występował w tym śnie w roli głównej. To on zabił jej rodziców. Kolejne słone łzy wyżłobiły na policzku drogę na pozostałych. Wiedziała, że to był koszmar. Wiedziała, ale wciąż miała w głowie obraz jej rodziców, którzy leżeli na panelach w salonie bez życia. Ich twarze nie wyrażały nic. Pustka. To było straszne.
- Przecież widzę - ściszył głos, przysuwając się ciut bliżej. Nie chciał jej speszyć. Nawet nie wiedział, co zrobić. Po prostu tam siedział, patrząc się na nią co jakiś czas. Nie mógł nic zrobić. Nie powinien tu zostać.
- Nic mi nie jest - powtórzyła dobitnie Hermiona po kilku minutach ciszy, a na potwierdzenie słów pokręciła przecząco głową.
Malfoy się zdenerwował. Przyszedł do niej w środku nocy, chce jej pomóc, a ona ma go gdzieś. Po raz ostatni zachowuje się tak neutralnie w stosunku do niej. To i tak nie ma sensu. Przecież to szlama. "Draco, kurwa, co ty robisz?!", zganił się w myślach. ''Po co ty w ogóle chcesz jej pomóc? Uderzyłeś się w głowę, idioto? To pewnie przez alkohol. Za dużo wypiłem.'' Prychnął cicho pod nosem. Wstał i ruszył do wyjścia. Gdy był już w drzwiach, zatrzymał go ledwo słyszalny szept:
- Zostań.


_____________________________________________
Wróciłam! Tak, tak, wiem. Dużo czasu minęło od ostatniego rozdziału.
Przepraszam. Mam nadzieję, że nie będę musiała go ponownie zawieszać.
Myślę, że jakoś się spodoba. Oby.
Ach, zapomniałabym. Rozdziały nie będą pojawiać się często. Może raz na miesiąc, może rzadziej.
Mam za dużo obowiązków i nie będę miała dużo czasu na pisanie.
Komentujcie, proszę. To bardzo motywuje i rozdział wtedy pisany jest szybciej. C:

14 komentarzy:

  1. Avada wraca i to w jakim stylu!
    Rozdział jest wspaniały.
    Tak bardzo podobają mi się Twoje opisy :c
    I Draco, który jest prawdziwym Malfoy'em.
    Mam nadzieję, że ten koszmar to tylko nic nie znaczący sen o:
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to cudowne! Jakie piękne, lekkie i takie... uczuciowe!
    Magia, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no. Ja chce wiedzieć czy został! Rozdział jest po prostu niesamowity. Wreszcie się doczekałam *.*
    Jak ty to robisz, że chce więcej i więcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowiesz się... kiedyś. :D
      Dziękuję.
      Nie mam pojęcia, jak to robię, jeśli to w ogóle robię, ale mi bardzo miło. c:

      Usuń
  4. Co za niesamowity powrót! Pijany Blaise wygrał ten rozdział, zwłaszcza że zachował się jakoś tak normalnie w stosunku do Hermiony. Uśmiałam się jak pomylili lochy z czwartym piętrem, świetny opis sytuacji! :D
    Współczuję bardzo Hermionie tego snu, a Malfoy zachował sie bardzo ładnie. Dobrze to opisałaś, bo mimo tego, że do niej przyszedł to i tak utrzymałaś go jako normalnego Dracona. :3 Mam nadzieję, że chociaż podczas jakiejś wolnej chwili napiszesz rozdział 5, bo chcę więcej!

    Pozdrawiam,
    Cave Inimicum
    www.dramione-jestesmy-jednoscia.blogspot.com
    Ps. Jeśli możesz, to poinformuj mnie w zakładce "Powiadomienia" o kolejnym rodziale. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że udało mi się jakoś powrócić :3
      Właśnie starałam się zachować Dracona w normalnej postaci, a nie, żeby od razu się w sobie zakochali.
      Jak na razie mam jeszcze kilka dni ferii, więc może napiszę trochę nowego rozdziału. :)

      Pozdrawiam,
      Avada

      Usuń
  5. ciekawie, ciekawie :D
    Czekam na więcej!
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    panstwoweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! :D Kto by pomyślał? Hermiona pijąca alkohol ze Ślizgonami? Szaleństwo! ^^ Draco... Zawsze wiedziałam, że ma uczucia xD. To jak chciał ją pocieszyć wypadło trochę nieporadnie, ale właśnie tak ma być! Też nie wiedziałabym jak się zachować na jego miejscu, zwłaszcza, że był lekko wcięty ;).
    Czekam na kolejny rozdział ^^.
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;*.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział mega. Nic dodać nic ująć.
    Kody będzie nn?
    WENY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Nie mam pojęcia, kiedy będzie nowy, ponieważ bardzo kiepsko u mnie z czasem. Przepraszam.

      Usuń

Obserwatorzy